W tym tygodniu, dokładnie w piątek 8 listopada, obchodzić będziemy I rocznicę odejścia na poetycki Parnas pierwszej damy tarnowskiej poezji Stanisławy Wiatr Partyki – legendy tarnowskich środowisk niepodległościowych, sybiraczki, działaczki społecznej i pedagoga. Pierwszej tarnowianki wyróżnionej przez kapitułę prestiżowej, ogólnopolskiej Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza (2014) za tom “Ballada o utraconym domu” i pierwszej nagrodzonej tarnowską “Szablą Niepodległości” (2013).
Pięknego człowieka i oddanego przyjaciela Teatru Nie Teraz, który uczcił ją spektaklem opartym na jej poezji pt. Nie odchodź mnie – tryptyk kresowy” (2019). Od niedana portret pani Stasi figuruje w Galerii naszych mistrzów, znajdującej się w Ośrodku Praktyk Artystycznych TNT w Rudzie Kameralnej. A piątkowe obchody organizowane przez Jej przyjaciół rozpoczną się Mszą Św. w katedrze, po której zostanie odsłonięta tablica pamiątkowa na budynku XVI LO gdzie przez wiele lat uczyła i wychowywała młodzież, a zwieńczy je spektakl teatralny pt. “Zapomniana melodia” utkany z jej wierszy i wspomnień, który odbędzie się w Auli WSD w Tarnowie.
Pani S.
Jakżeż ludzi podniecają rocznice – pierwsza, piąta, dziesiąta itd. Oni wtedy – ci ludzie – mogą się ponadymać prawie jak w bożnicy ten biblijny faryzeusz, który z pogardą popatrywał na stojącego z tyłu celnika. A najlepiej jak są to rocznice czyjejś śmierci. Ileż wtedy można kompleksów odreagować, iluż sukces czyjegoś życia będzie miał ojców, no i matek. Powiecie, że gorzkie to moje pisanie w pierwszą rocznicę śmierci pani Stanisławy Wiatr Partyka… oburzycie się, ze tak nie wolno, że się nie godzi, nie wypada…
Pani S. (dlaczego ją tak nazywam, wytłumaczę poniżej) byłaby pewnie pierwszą, która dokładnie tak by to ujęła, jak ja we wstępie. To w niej podziwiałem najbardziej – trzeźwy osąd świata i ludzi. Przy takiej „rocznicowej okazji” na pewno by zacytowała Zbigniewa Herberta i ten oto fragment „Przesłanie Pana Cogito”:
…niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy – oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys…
Poznaliśmy się właśnie w takich kontestujących rzeczywistość okolicznościach.
Ona w 1989 roku napisała wiersz o tych, którzy dzięki Bożej Opatrzności przeżyli zesłanie i wrócili, ale nie do swojego domu, tylko do nowej komunistycznej Polski. Dla niej, ze względu na pochodzenie ojca, był to Tarnów. Strofy wiersza opowiadają o tym jak ich tutaj przywitano, gdy poprosiła o wisienkę z straganu:
– Proszę dać parę wisienek mojej siostrze…
Ona jeszcze nigdy wisienek nie widziała…
– Idźcie, dziady! Nic tu po was!
Jakoś tak dwa lata wcześniej napisałem wiersz, który zaczynał się od takiego oto wersu:
tarnów to nie jest moje miasto (…)
a kończył się ot tak:
takie miasto
gdzie można stać się dorosłym
i odejść
Ten wiersz spowodował, że Pani S. postanowiła poznać jego autora, bo – co mi sama wiele lat później wyjawiła – zdawałem się jej być bardzo podobnym do niej… No i chciała abym jej pomógł w teatralnej pracy z młodzieżą, z którą przygotowywała przedstawienie o Kresach.
Tak, pracowaliśmy oboje w Tarnowie, ale to nie było nasze miasto. W zasadzie przez dziesięciolecia, jakie temu miejscu poświeciła, podarowała wręcz swój ogromny talent, wiedzą i serce – przez cały ten czas była tutaj obca. No i tęskniła za światem, który jej zabrano:
Ja muszę wrócić, dobry Boże, do Nieświeża.
Tam tyle spraw odłogiem leży,
Na mnie czeka.
Stąd przecież blisko
– Pilzno, Mielec, Białowieża
Pozwól mi wrócić, dobry Boże, do Nieświeża (…)
(wiersz Modlitwa II z 1995)
Jej Nieśwież zmienił i moje życie. Myślę, że to dzięki Pani S. mogą dzisiaj oddychać wiedząc, że za „żelazną kurtyną” jest Białoruś, że jest inny świat od tego, którym jesteśmy dzisiaj osaczani.
A tak w ogóle to właśnie od Pani S. dostałem niejako w prezencie jedną z najważniejszych przygód w życiu, czyli edycję roku 2014 Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza.
Podczas laudacji dedykowanej wyróżnionej przez Kapitułę mojej książce, Rafał Ziemkiewicz mówił tak:
W tym roku Nagroda Mackiewicza jest bezprecedensowa i niepowtarzalna. Właściwie powinienem powiedzieć, że przedziwna przygoda przydarzyła się polskiej literaturze, bo oto w gronie książek nominowanych, w gronie książek wyróżnionych spotkały się dwa dzieła, które są ze sobą blisko związane. Albowiem tom eseju, reportażu Tomasza Antoniego Żaka ,,Dom za żelazną kurtyną” jest inspirowany wyraźnie twórczością poetycką pani Stanisławy Wiatr-Partyki, która przed chwilą z tego miejsca zwracała się do Państwa.
Tak, to było coś niesamowitego. Oboje, tego samego dnia otrzymaliśmy wyróżnienia za swoje książki. Ona za tom wierszy „Ballada o utraconym domu”, a ja za tom esejów „Dom za żelazną kurtyną”.
Moja książka z podtytułem: Listy do Pani S., tak naprawdę nie jest książką o Kresach, ale o Polsce. Nie o Kresach z sentymentalnego albumu wspomnień albo o Kresach z pamiętnika ze sklejonymi krwią stronami, ale o Polsce tu i teraz. Dokładnie tak samo należy czytać tom „Ballada o utraconym domu”. Bo Kresy mogą mieć sens dla nas tylko wtedy, kiedy będą częścią tego wszystkiego, co teraz, tutaj i w nas. Inaczej pozbawimy tożsamości połowę naszego narodu, a siebie samych okaleczymy.
Dopóki Polska podzielona była granicami przez jednego sowieckiego zaborcę, nie było tak źle z naszą zbiorową pamięcią. „Żelazna kurtyna” nie tyle oddzielała nas od tzw. wolnego świata, co pozwalała konserwować tutaj kulturową tożsamość tych znad Wisły z tymi zza Buga czy Niemna. Racją stanu III RP stało się tę ocaloną pamięć opluć i zbrukać, a jej strażników i depozytariuszy traktować, jako niebezpieczne „karły reakcji”, groźne dla systemowej transformacji. Pamięć, którą w sobie nosiła Pani S. była groźna, a jej honorowe obywatelstwo białoruskiego Nieświeża, to dzisiaj wręcz szczyt niepoprawności politycznej. A do tego jeszcze mnie tam zabrała, co w jednym z esejów „Domu za żelazną kurtyną” tak próbowałem opisać:
„To oczywiste, że dla mnie spotkanie z Nieświeżem od samego początku było wypatrywaniem małej dziewczynki z jasnymi loczkami, a może z warkoczykami „tańcującymi” przy twarzy. Zdawało mi się, że widzę ją raz z tej, raz z tamtej strony jadącego autokaru. W którą uliczkę skręciła? A może idzie tam z przodu, tam gdzie zaczyna się grobla? Wjeżdżaliśmy do jej Nieświeża od strony Nowego Miasta i teraz wiem, że każda inna droga byłaby zła. Wjeżdżaliśmy więc przez groblę: na lewo jezioro Panny, na prawo Zamkowe. Za wodą i drzewami wieże zamku, a blisko już Słucka Brama… A ja oglądam się do tyłu, bo tam, na mostku – jeszcze przed chwilą – chyba mignęły mi te warkoczyki. Ale nie, to przecież niemożliwe. (…)
Matko Boska za Słuckiej Bramy!
Daj zapomnieć ten dom błękitny.
Ten dom, który ciągle udaje,
że jest.”
Pani S. tak kiedyś napisała, bo pamiętanie boli, a to przecież niemożliwe, żeby zapomnieć. No i ja nie tyle ją pamiętam, co z nią wciąż rozmawiam i piszę kolejne „listy do Pani S.”
Czy Państwo macie też takie odczucia, że kiedy przychodzi do rozmawiania o osobach bliskich nam, to nie ma ich zbyt wiele. Książki telefoniczne naszych komórek pękają w szwach, ale przyjaciół w nich jakby na lekarstwo. Szczęśliwi Ci, których życie wspiera Rodzina. Szczęśliwi Ci, którzy spotykają na swej drodze sobie podobnych. A najwspanialsze w takich spotkaniach jest móc odnaleźć w drugim człowieku Mistrza.
Osobę najważniejszą dla „Domu za żelazną kurtyną” była Pani S.
Państwo nawet sobie nie zdajecie sprawy, jak cudowną jest sytuacja, którą ofiarowała mi Opatrzność. To bowiem niesamowite pisać listy do Pani S., jako postaci, która zgodnie z konstrukcją książki jest nieco zmitologizowana, a jednocześnie móc z nią rozmawiać naprawdę, „w realu”.
Pamiętam jak na tej Gali w Warszawie, mówiłem i patrzyłem na Panią S., jak mówiłem chyba tylko do niej:
Pani S., czy Pani wie, że patrzę na Panią teraz i widzę tę dziewczynkę z jasnym warkoczem, która gdzieś mi się wtedy zadziała na nieświeskiej grobli? Tam za nią biegałem, a ona jest tak blisko. Ona już nigdzie nie musi uciekać. Jest cała sobą u siebie. A ja mam szczęście być blisko Niej, a dzięki Niej bliżej innych ludzi i bliżej Polski.
Dziękuję. Zawsze będę Pani dziękował…
Tomasz A. Żak