PAMIĘTAMY 

CISZO MILCZ! BÓLU MÓW! 

– Polacy w 78. rocznicę rzezi wołyńskiej – 

 

 

 TEKSTY 

 

  

Zdzisław Bernacki 

 Urodził się w 1957 w Grodkowie na Opolszczyźnie. Absolwent LO w Brzegu. W latach 80., po pielgrzymce Jana Pawła II do Polski, włączył się w prace Zespołu Młodych PAX. Później był działaczem „Solidarności” Rolników Indywidualnych. Założyciel i członek tzw. zespołu śpiewaczego w Michałowie – spotkań opozycyjnie nastawionej młodzieży. Organizator pomocy materialnej ludziom z opozycji, wydawał „Sygnały Wojenne” i rozprowadzał podziemne wydawnictwa solidarnościowe, redaktor podziemnego pisma „Pokłosie”. Zajmował się organizacją manifestacji rocznicowych oraz Mszy za ojczyznę. Aresztowany w Opolu.  

Prowadzi gospodarstwo rolne w Michałowie k. Brzegu (Opolskie). Był sołtysem wsi Michałów. W roku 1989 uczestnik kampanii wyborczej KO „S” w Brzegu, współorganizator spotkań z kandydatami,  uczestnik Zjazdu „S” Rolników w Warszawie . Był przewodniczącym Zarządu Gminnego „S” Rolników i członkiem Prezydium Rady Wojewódzkiej. W 2002 powołany na wiceprzewodniczącego Komisji Rewizyjnej i Rady Gminy Olszanka. 
Wydał wspomnienia ze swojego uwięzienia w stanie wojennym pt.: „Sprawa. Dziennik podejrzanego” (2007). Jest również śpiewakiem; został uhonorowany dwoma wyróżnieniami na Festiwalu Pieśni Patriotycznej „Tobie Polsko” w Olszance. 

 

Wołyń 

 woła w nas Wołyń  
bliski a daleki  
przez szept strumienia  
co śpieszy do rzeki  
hen po krzyż orła  
przez chmur pola dzikie  
i sen rozdarty  
krwi gasnącej krzykiem  
jak ślepy tętent  
mgłą pijanych koni  
przez zgasłe groby  
i przez pamięć  
o nich 

 

 

Baśń stołu dębowego   
(fragmenty) 

 (I)Prolog     

Jestem stół stary. Mogę przysiąc:             
mam z pięćset lat, albo i z tysiąc –     
lecz niezachwianie niczym mocarz  
trwam na mych nóg stanowczych klocach,    
wciąż z nieugiętych dech swych dumny  
wszak nie zużyto ich na trumny!  
Zbyt stary, ciężki i za duży,   
niefunkcjonalny już by służyć,  
wypełniam sobą  strychu ciemnię, 
gdzie czas pustoszy, a chrząszcz żre mnie.  
Nieraz doskwiera mi ta jawa,  
żmudna i brudna, nieciekawa –  
ale mam na zgryzoty radę:  
podróż do wspomnień – przez szufladę…  
 
Nachyl no uszka do staruszka!  
Niech Cię prowadzi baśni dróżka –  
za góry, lasy, rzeki, doły,  
   w zamierzchły świat –  w daleki Wołyń…  
(…) 

 

(VIII) 
Pieśń o czerwonej nocy   

Mówią, że gdzie dwóch bitwę wznieci, 
tam swe korzyści ziści… – trzeci. 

……………………………………………. 
W plemieniu bratnim i tubylczym 
rozległ się oto ów zew wilczy, 
co psy zgłodniałe łączy w stada, 
by gnać ofiarę – i dopadać – 
i stokroć kąsać – i, choć żywa, 
szarpać i strzępy zeń wyrywać… 
Lecz wilk zabija tylko z głodu – 
czemuż zaś naród do narodu 
nienawiść żywi tak okrutną? 
gdzież jej początek jest, jej źródło 
zatrute okrucieństwa jadem, 
który najpotworniejszym gadem 
czyni człowieka, niszcząc godność, 
wrażliwość, czułość i łagodność – 
i tak narodu serce psuje, 
że z uczuć jedną wściekłość czuje 
i za nic ma już człowieczeństwo – 
i nie ma granic okrucieństwo… 
…………………………………………. 
Nie widać gwiazd zza chmur kurzawy, 
Mars tylko łypie okiem krwawym. 
Horda z trójzębu znakiem w godle 
ku śpiącej wsi podpełza podle – 
jak smok stułby zaklęty w sotnię – 
by palić i ciąć w pień stokrotnie, 
niczym chwast wrosły w żyzną ziemię,  
znienawidzone bratnie plemię.  

Wnet płomień pierwszą chatę liże 
i parska niczym źrebię chyże, 
co w ognia mgnieniu koniem wzrasta… 
rży
……………………………………..
……
Czas  Apokalipsy nastał!!!
 
………………………………………… 
Sny jak ćmy fruną raz ostatni 
ku światłu – w toń czerwonej matni… 
…………………………………………. 
Noc pęka krzykiem obudzonych 
z krainy snów – złowionych w szpony 
krwi głodnej bestii, co kły sroży 
trójzębów i święconych noży… 
………………………………………….. 
Już w ogniu drugi dom i trzeci! 
Matka w ramiona garnąc dzieci, 
Półnaga, biegnie kryć się w zboże… 
Ojciec chce walczyć, lecz nie może – 
z widłami w piersi w ogniu tonie… 
Psy wyją… Bydło rycząc, płonie… 
……………………………………………. 
Już czwarty dom drży w smoczych szponach 
i jak koń z ran płaczący kona – 
a z dymnych trzewi się wyłania 
jak anioł dziewczę – i jak łania 
zanurza w mroku gąszcz – i wpada 
w sieci plugawych objęć gada… 
……………………………………………. 
O, lżej śmierć ponieść w ognia paszczy, 
niż goniąc ciemność – bo los straszny 
gotuje zbiegom smok sturęki, 
zadając tak potworne męki, 
że pieśń słów nie ma dla wymowy, 
ma tylko ciszę… – – – …albo skowyt! 
………………………………………………. 
Aż oto młodzież z dalszych domostw, 
pędząc z odsieczą, niesie pomoc: 
serią kul kosi napastników, 
wymusza odwrót, rani kilku… 
Płoszą się zbiry z miejsca zbrodni, 
nikną za kręgiem chat-pochodni, 
by lizać rany swe pod lasem – 
lecz wrócą wnet… A wieś tymczasem 
zbiera swych rannych i zabitych… 
Ktoś zrywa łańcuch z wrót świątnicy: 
– Ranni, kobiety z dziećmi, starcy – 
tutaj się schronią; miejsca starczy… 
Niechaj się modlą przed ołtarzem – 
mężczyźni zaś niech pełnią straże… 
…………………………………………….. 
Rankiem nastąpił drugi atak; 
zastawszy pustkę w niemych chatach 
napastnik ku świątyni kroczy… 
Wtem pierścień śmierci go otoczy! 
– To partyzanci, leśni chłopcy, 
trochę rodzimych, trochę obcych; 
mają broń – i potrafią strzelać!…  
……………………………………………. 
Marny był los nieprzyjaciela: 
rzężąc, plwał serc posoką wściekłą, 
aż dusze ściekły zeń precz w piekło. 
Trupy ich ochotników paru 
zabrało wozem w Czarci Parów… 
……………………………………………. 
 Gdzież jest triumfu blask na czołach 
zwycięzców?
…………………………….
……………….
– Wchodzą do kościoła,
 
modlą się w ciszy… – aż Dowódca 
powiada: – „Żal mi was zasmucać… 
W krąg śmierć, ból, rany, wioski płoną; 
wojna się ciągnie w nieskończoność… 
Dziś każdy z nas jest jej żołnierzem! 
Mam rozkaz: – Ludność niech się zbierze 
w dogodnym miejscu danej strony 
i stworzy fort samoobrony…” 
…………………………………………….. 
Zmierzch w opuszczonej wiosce nastał. 
Wiatr kościelnymi drzwiami szastał, 
ktoś ich nie domknął. Krwi kałuże, 
zgubione, porastały kurzem; 
pies niczyj wąchał je i lizał. 
Pająk w swą sieć na krzyżu nizał 
różaniec z ciszy…
………………………
 
(…) 

 

 

 Krzysztof Kołtun 

 Urodził się 9.XI.1958r. w Chełmie w rodzinie wywodzącej się z Lubomla na Wołyniu.  
Jest  członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Krakowie i literackiego Bractwo Białego Pasterza. Pomysłodawca i organizator kilkunastu edycji chełmskich konkursów poetyckich: „Matka”, „Wiersze dzieciom” oraz trwającego od 1988r . „U progu Kresów”. Z pasji i zamiłowań etnograf, kolekcjoner kresowy, duchowy przewodnik po Kresach. Autor wielu tomów wierszy. 

Założyciel Towarzystwa Rodzin Kresowych (1988), Nadbużańskiego Towarzystwa Kultury (1999) oraz Kresowego Zespołu „Sokoliki” (2004) w Chełmie. Laureat Literackiej nagrody im. A. Patkowskiego (Sandomierz 1999), nagrody literackiej KAJA Kazimierza Andrzeja Jaworskiego (Chełm 2005), literackiej Nagrody im. W. Hasiora Stowarzyszenia „Ars Populi” (Kraków-Zakopane 2005), wielu konkursów poetyckich. Gość kresowych audycji radiowych, dziennikarz, antykwariusz. 

 

Żar wieku 

Czystym złotem płoną rzepaki 

– miód pachnie  

aż po rozstaje  

za krzyżem z niemieckiej wojny. 

 

Głazy milczą  

– wypalona wieś do komina,  

popioły. 

 

Ścieżka do krzyża  

– nie zarosła, świeci  

pisakiem przetartym butami.  

Nie spalisz ludzkich dusz  

żadnym ogniem.  

Przyjdą na polską wieś  

– ukraińskie dzieci. 

Powiedzą, co zechcą  

lecz płaczą – też łzami. 

 

6 VII 2001 r. pod Zatorcami (Wołyń) 

 

 

 

Płonący Wołyń 

Zapaliło słonce wschodem  

wieś. 

Pali się, trzeszczy w ukraińskim krzyku. 

Młode bociany pospadały z lip  

– małe dzieci depcą banderowcy. 

Matki pod płotami w jękach  

– suplikacje końca świata,  

odmawiają zalęknione dusze. 

Ziemia – od żaru pęka,  

kościół w ogniu. 

Już nie ma wież,  

pospadały na czarny dach. 

Zabiją, dopalą, ograbią  

bydło, konie – buty i kożuchy. 

W południe – zmartwieje droga,  

wyprostują się nagie kominy  

– odjechali z morderczym śpiewem,  

kopytami tratując zboże. 

Dogaśnie, wydymi się,  

poczernieje  

ze spaloną nazwą  

– wieś pod Włodzimierzem. 

Niedobici, powstają z dołów  

– uciekają do Bugu, za trakt,  

będą prosić:  

nie wracajcie, ludzie! 

 

Tam, śmierć… 

 

10 VII 2012 r. 

 

 

 

Pamięci Krzyży 

 Podpieram pobite krzyże  

z wołyńskich cmentarzy,  

miejsca, gdzie po Pasyjce  

– wydłubane gwoździe,  

perły z relikwiarza. 

Całuję i przytulam do serca. 

 

Porosłe mchem i trawą,  

podeptane ciszą  

– pełne słodkich imion  

i polskiej miłości. 

Biorę w ramiona słowa,  

które mówił Chrystus  

„Kto sieje we łzach, 

żąć będzie w radości”. 

 

27 VI 1998 r. Chełm  

 

 

 

 

 Irena Lamprycht 

 Urodziła się w Milanowiczach pow. Kowel w rodzinie legionisty, osadnika wojskowego. W lutym 1940 r. z rodzicami wywieziona ła na „nieludzką ziemię” do posiołka Joźma w rejonie Piniga k. Archangielska. Potem z formującą się Armią Polską gen. Władysława Andersa trafiła na południe ZSRR, transportów do Iranu. Później, poprzez Indie, Wschodnią Afrykę i Anglię, w 1952 dotarła do Kanady. W roku 1999 wydała tom wierszy „Wołyńskie niezapominajki”. 
Zmarła w grudniu 2002 roku w Toronto. 

 

Cień Orła Białego 

Kirami wspomnień Wołyń spowity 

w sercu mym drzemie śniąc sen o wolności   

otulony w mgłę czasu  gdzie mieszka zaduma,  

w twarz się wpatruje okrutnej przeszłości. 

 

Wśród tataraków gdzie mokradła i głębiny,  

wśród gęstwin łozy i brzóz gdzie torfowiska  

zbłąkane duchy dzieci z Wołynia wymordowanych  

ciał swoich szukają wrzuconych w topieliska. 

 

O nieszczęśliwa Ziemio Wołynia,  

krwi niewinnej wiele wsiąkło w glebę twoją  

ty mnie zrodziłaś, ciebie ukochałam  

ty wrosłaś na zawsze w serce i w pamięć moją. 

 

Żyjesz dziś we mnie wspomnieniem twych pejzaży  

zza morza westchnienia twoje słyszę,  

los nas rozłączył skuł ciebie w kajdany,  

których głos mnie dolatuje  gdy się wsłuchuję w czasów cisze. 

 

Wiem że nie zginęłaś, wiem, że nigdy nie zginiesz,  

ty z krwi braci moich, która w twoją wsiąkła glebę użyźniając ciebie  

plon obfity wydasz i gdy przyjdzie godzina znów  

Cień Orła Białego ujrzysz jak kiedyś na niebie. 

 

A jeśli nie doczekam tej szczęśliwej chwili 

wszak wieczna nie jestem tak jak ty  

pamiętaj Ziemio przodków duch mój cię odnajdzie  

wszak twoim jestem dzieckiem, ty życie dałaś mi. 

1997 r. 

 

 

 

Lech Makowiecki  

Urodził się w 1954 r. w Rypinie – poeta, autor tekstów, kompozytor, muzyk, scenarzysta i felietonista. Absolwent studiów magisterskich z inż. budowy okrętów na Politechnice Gdańskiej. Karierę muzyczną zaczynał w 1978 r. w znanym zespole country-rockowym „Babsztyl”. Był wokalistą, gitarzystą i mandolinistą. W 1985 r. z tym zespołem zdobył Złoty Pierścień (główną nagrodę) na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu. W 1986 r. wspólnie z żoną Bożeną (wokalistką) założył zespół „Zayazd”, który istnieje do dzisiaj. 

Komponuje i nagrywa utwory wpisujące się w nurt poezji śpiewanej z gatunku bardów. Treści skupione są na tematyce patriotycznej i historii Polski z okresu II wojny światowej, z silnym osadzeniem we współczesności. Ukazały się m.in. płyty: „Katyń 1940. Ostatni list. Ballady Lecha Makowieckiego” (2010), „Patriotyzm” (2011), „Obudź się, Polsko” (2014), „Ja tu zostaję” (2015), „Niepodległa. Poezje” (2018). 

 

 Wołyń 1943 

 Czy pamiętasz Panie Boże 

Nad Wołyniem łunę krwawą 

I ten krzyk z płonącej chaty 

Mordowanych przez sąsiadów. 

 

Chyba byłeś w tamtej porze 

Gdzieś po innej stronie świata, 

Bo byś pewnie się zasmucił 

i przystanął i zapłakał… 

 

Czy słyszałeś modłę Panie, 

Oczy ojca czy pamiętasz, 

Gdy hańbili córkę jego 

Banderowcy jak zwierzęta… 

 

On na drzwiach ukrzyżowany 

Błagał „Zmiłuj się nad nami!” 

Zlitowali się oprawcy 

Skłuli oczy bagnetami… 

 

Czy widziałeś Ojcze Święty 

Patrząc z góry przez firmament 

Dzieci śliczne jak aniołki 

Na sztachety powbijane… 

 

Kto je teraz poprowadzi 

Na spotkanie z Tobą Boże, 

One przecież takie małe 

Zbłądzą same w tych przestworzach… 

 

Czy spamiętasz Panie Świata, 

Męczenników tych z Wołynia, 

Umierali z myślą o Tej, 

która nigdy nie zaginie. 

 

Polska o nich zapomniała, 

rozpłynęła się w oddali, 

Czasem drżąca ręka starca 

świeczkę jeszcze tu zapali. 

 

Porastają chwastem zgliszcza, 

groby toną w bujnej trawie, 

Jutro już nie będzie komu 

świeczki za Nich tu postawić.

 

 

 

  

Tadeusz Różewicz 

Urodził się 9 października 1921 w Radomsku jako czwarty z pięciu braci. Pisarz, poeta i dramaturg. Zaszczepioną miłość do literatury zawdzięcza starszemu bratu, Stanisławowi. W 1942 r. złożył przysięgę w Armii Krajowej. Po wojnie zamieszkał w Częstochowie, później w Krakowie, gdzie rozpoczął studia na Uniwersytecie Jagiellońskim na kierunku historia sztuki. Samodzielny debiut Tadeusza Różewicza przypadł na 1947 rok, kiedy to ukazał się tomik poetycki „Niepokój”. 

Napisał m.in. dramat „Kartoteka”, wprowadzając innowacyjny na polskie warunki teatr absurdu. W połowie lat siedemdziesiątych był wymieniany jako główny kandydat do Nagrody Nobla w kategorii literatury. Zmarł 24 kwietnia 2014 r. we Wrocławiu. 

 

Oblicze ojczyzny 

ojczyzna to kraj dzieciństwa 
miejsce urodzenia 
to jest ta mała najbliższa 
ojczyzna 

miasto miasteczko wieś 
ulica dom podwórko 

pierwsza miłość 
las na horyzoncie 
groby 

w dzieciństwie poznaje się 
kwiaty zioła zboża 
zwierzęta 
pola łąki 
słowa owoce 

ojczyzna się śmieje 

na początku ojczyzna 
jest blisko 
na wyciągnięcie ręki 

dopiero później rośnie 
krwawi 
boli 

 

 

 

 

Zygmunt Jan Rumel  

Urodził się 22 lutego 1915 roku w Piotrogrodzie. Zwany „Baczyńskim Kresów”.  Jego ojciec, Władysław Rumel w czasie I wojny światowej walczył w armii carskiej, a po 1918 r. w Wojsku Polskim, m.in. w wojnie polsko-bolszewickiej. Był kawalerem Orderu Virtuti Militari. W ramach osadnictwa wojskowego otrzymał ziemię na Wołyniu, koło Wiśniowca. W powiecie krzemienieckim był znanym działaczem i społecznikiem. Także matka Zygmunta – Janina z Tymińskich, udzielała się społecznie, m.in, w pracach Uniwersytetu Ludowego w Różynie, gdzie prowadziła zajęcia plastyczne. Pisała także wiersze pod pseudonimem Liliana.  
Był absolwentem Liceum Krzemienieckiego. Należał do harcerstwa, również do Wołyńskiego Związku Młodzieży Wiejskiej, który skupiał zarówno młodzież polską, jak i ukraińską. Po zdaniu matury w 1935 roku, Rumel przeniósł się do Warszawy, gdzie podjął studia polonistyczne na Uniwersytecie Warszawskim.  

Służbę wojskową odbył na dywizyjnym kursie podchorążych we Włodzimierzu Wołyńskim. W wojnie obronnej 1939 roku brał udział jako podporucznik artylerii. Później podjął działania konspiracyjne. Już na początku 1940 roku został kierownikiem punktu łączności i magazynu Batalionów Chłopskich przy ulicy Narutowicza w Warszawie. Jesienią 1941 roku, Rumel, na polecenie Komendy Głównej BCh udał się na Wołyń, by ocenić możliwości działań konspiracyjnych. Doprowadziło to do powołania VIII Okręgu Batalionów Chłopskich (Wołyń). Jego komendantem został por. Rumel. Grupa podejmowała także działania propagandowe wśród ludności ukraińskiej, co było reakcją na zbrodnie UPA. 

Por. Rumel wraz z żoną mieszkał we wsi Wólka Sadowska w powiecie horochowskim. Stamtąd wyruszył latem 1943 roku z dwoma towarzyszami – por. Krzysztofem Markiewiczem i przewodnikiem Witoldem Dobrowolskim, jako emisariusz Batalionów Chłopskich, by przeprowadzić rozmowy z dowództwem UPA celem powstrzymania masowych rzezi ludności polskiej. Wszyscy, 10 lipca zostali bestialsko zamordowani, najprawdopodobniej rozerwani końmi i pochowani we wspólnej mogile. 

 

Dwie matki 

Dwie mi Matki-Ojczyzny hołubiły głowę – 

Jedna grzebień bursztynu czesała we włos 

Druga rafy porohów piorąc koralowe 

Zawodziła na lirach dolę ślepą – los… 

 

Jedna oczom tańczyła pasem złotolitym, 

Czerep drugą obijał – pijany jak trzos – 

Jedna boso garnęła smutek za błękitem – 

Druga kurem jej piała buntowniczych kos 

 

Dwie mnie Matki-Ojczyzny wyuczyły mowy – 

W warkocz krwisty plecionej jagodami ros – 

Bym się sercem przełamał bólem w dwie połowy – 

By serce rozdwojone płakało jak głos… 

(lipiec 1941) 

 

 

Tobie Ewka – a muzom 

Może jutra nieznaną godziną 

co spowiada pór przyszłych początek – 

 

Może znakiem nad czołem co płynął 

może chłodnym dalekim przylądkiem – 

 

Może mitem szemrzących oddaleń 

czy lutnisty pieśniarza przybłędą – 

 

Może zniczem co dłonią zapalę 

na kolumnach rosnących nade mną – 

 

Znaczeń srebrnych tajonych uśmiechem 

albo lawą jak szkło przeźroczystą – 

 

Może lekkim pragnienia oddechem 

może dzwonów melodią kolistą – 

 

Może tylko jednym westchnieniem 

Może tylko zostanę imieniem – 

(1941) 

 

 

Zajazd 

Zajechali nocą zbrojni przed dwór – 

Toporami wyrąbali wrót zwór… 

 

Malowanych – malowanych wrót – 

Co zaporą skrzypiały u kłód… 

 

Rozrąbali wtargnęli – i w głąb… 

Wrzask zahuczał… Odźwierza rąb! 

 

Posypały się w drzazgach skry – 

Pod toporów ciosem – jak kry… 

 

Posypały się skry od drzazg – 

Runął w cień – runął w sień dźwierców trzask! 

 

Sienią w sień – cieniem w cień – druga sień – 

Rąbać sień! Rąbać cień! Rąbać w pień! 

 

Cień już padł – sieni dwie – komnat trzy! 

Krwawy ślad… Jakiś krzyk!… Iskier skry! 

 

Oknem w sad! Ratuj! Mord!… Dalej bór… 

Zajechali nocą zbrojni przed dwór… 

(wrzesień 1939) 

 

 

Przewodnica 

Zakukała kukułeczka zozula 
szarym świtem przez zielony liść, 
dzięcioł czarny po korze zaturlał – 
możesz iść – możesz iść – możesz iść… 

 

Zakukała zozuleńka, zakukała, 
wykukała z sinej chmury świt, 
świt po niebie rozsypał róże białe 
cyt – poczekaj – poczekaj – cyt – 

 

Zakukała, zakukała donośniej – 
nagarnęła z sinej chmury róż, 
tam pod lasem bujne żytko rośnie 
przejdziesz miedzę – miedzę wąską wśród zbóż… 

 

Zakukała, zakukała ciszej 
obok miedzy przysiadła na głóg – 
kroki słyszę – kroki słyszę – kroki słyszę – 
licho nie śpi u rozstajnych dróg. 

 

Zakukała, zakukała mi znowu… 
przeszli, znikli – teraz idź – prowadź Bóg! 
Kukułeczko, zozuleńko, bądź zdrowa – 
moja rzeka już tu jest – chłodny Bug. 

(czerwiec 1941) 

 

 

 

Stanisław Srokowski 

Urodzony 29 czerwca 1936 w Hnilczu na Podolu – pisarz, poeta, prozaik, dramaturg, krytyk literacki, tłumacz, nauczyciel akademicki i publicysta. Zadebiutował jako poeta i prozaik w 1958 w Opolu. W 1960 ukończył filologię polską w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu.  
W latach 1970–1981 był dziennikarzem działu kultury tygodnika „Wiadomości”, gdzie założył NSZZ „Solidarność”. Przez pewien czas również redaktorem naczelnym „Kultury Dolnośląskiej”. Doradzał Niezależnemu Samorządnemu Związkowi Zawodowemu „Solidarność” Rolników Indywidualnych we Wrocławiu. Był też rzecznikiem prasowym tego Związku. W stanie wojennym został zwolniony z pracy i pozostawał bezrobotny przez blisko dwa lata. Od 1982 działał w Solidarności Walczącej. W latach 1990–1993 wykładał na Uniwersytecie Wrocławskim.  

W swoich powieściach Ukraiński kochanek (2008) i Zdrada (2009) oraz zbiorze opowiadań Nienawiść (2006) nawiązuje do wydarzeń z 1943 roku, kiedy to ziemie wschodnie II Rzeczypospolitej ogarnęła największa fala ludobójstwa dokonywanego przez ukraińskich nacjonalistów na Polakach. Na kanwie „Nienawiści” powstał w 2016 roku film „Wołyń” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. 

Współorganizator Związków Twórczych i Stowarzyszeń Naukowych we Wrocławiu, przewodniczący klubu „Odrodzenie”. Współtwórca stowarzyszenia kulturalnego współpracy polsko-ukraińskiej „Biały Ptak”. Twórca i pierwszy prezes Towarzystwa Polsko-Greckiego we Wrocławiu. Współzałożyciel Instytutu Wincentego Witosa. Prezes Towarzystwa Miłośników Kultury Kresowej. Publikuje m.in. w „Warszawskiej Gazecie”, “Magna Polonia”. Jest członkiem Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich. 

W roku 2021 wydał tom wierszy pt. „Ciszo milcz! Bólu mów!”

 

Usta ciszy 

Na progu domu przysiadła 

gromadka zielonych lamp 

i oświetlała bladą twarz 

dziadka Piotra zamienionego 

w przydrożny kamień. 

 

Pusta izba błyskała 

martwymi oczami. 

 

Umierały okaleczone zdania 

i zaciskały się usta ciszy. 

 

Ostatnie płomyki języka 

świeciły z popiołów wsi. 

 

Po spalonej gałęzi mowy 

biegał czarny świt. 

 

 

Matka Modląca 

Jej usta płynęły jak łódka 

urwistymi brzegami słów. 

 

Różaniec myśli jak skapywanie 

kropel ciszy w dolinie śpiących rzek. 

 

Przez skraj wieczoru przeciekały 

głuche westchnienia ścian 

i słyszało się ciemne skomlenia okien. 

 

Strach rozwoził po polach chochoły, 

a matka tkała z oddechu szal miłości 

i owijała moje lęki. 

 

W zaroślach obcej mowy syczały żmije 

i wbijał się w niewinne ciała 

żelazny tryzub. 

 

Płonęły chmury i drżała ziemia.  

 

 

 

 

Stanisława Wiatr – Partyka 

Urodziła się w Nieświeżu.
W jej życiorysie jest jedna data, której ominąć nie sposób -13 kwietnia 1940 roku. Tego dnia Ostaszkowie (w ramach tzw., listy katyńskiej) został podpisany wyrok śmierci na jej Ojca. Tego samego dnia wyruszył transport wiozący jej Matkę i małą Stasię na Sybir. Dzieciństwo spędziła na zesłaniu na północy Kazachstanu. Tam zaczęła pisać wiersze. Po powrocie do kraju do Polski w jej nowych granicach osiadła w Tarnowie.  Całe swe życie zawodowe była nauczycielem. W Centrum Kształcenia Ustawicznego założyła zespół „Sybiracy” i dla nich wyjęła z szuflady swoje wiersze. Długie lata działała  w Związku Sybiraków. Wydała kilka tomów poezji. W roku 2014 została wyróżniona w ramach Literackiej Nagrody im. Józefa Mackiewicza za tom „Ballada o utraconym domu”. 

 

Nad Wołyniem
Kresowiakom z Wołynia 

 To nie będzie pieśń o obcej ziemi: 

Pradziad twój na tej ziemi żył. 

Był szczęśliwy, był między swemi, 

Sen o Polsce, przecudny sen śnił. 

 

Nad Wołyniem 

Złote słońce wędruje… 

Na Wołyniu 

Miodny ul, złoty łan… 

Nad Wołyniem 

Sokół w chmurach szybuje, 

Kwitną sady 

Kwitną sady lecz nie ma mnie tam… 

 

Są zdarzenia w które trudno uwierzyć, 

Prawda jest, lecz została zdeptana. 

Krzywdy są, których nigdy nie zmierzyć, 

Są wspomnienia które bolą jak rana. 

Nad Wołyniem 

Złote słońce wędruje… 

Na Wołyniu 

Miodny ul, złoty łan… 

Nad Wołyniem 

Sokół w chmurach szybuje, 

Kwitną sady 

Kwitną sady lecz nie ma mnie tam… 

 

Bo nie dla mnie tam kwitną jabłonie 

I nie wiedzie tam już żadna z dróg 

Nie ma wioski – nie ma śladu po mniej. 

Gzie mogiły – wie tylko Bóg… 

Nad Wołyniem 

Złote słońce wędruje… 

Na Wołyniu 

Miodny ul, złoty łan… 

Nad Wołyniem 

Sokół w chmurach szybuje, 

Kwitną sady 

Kwitną sady lecz nie ma mnie tam… 

 

Nie zapalę ci, mamo, tam zniczy 

Nie położę wiązanki na grobie 

Gdzie rodzinny był dom – cisza krzyczy 

A historia wciąż milczy o tobie 

Nad Wołyniem 

Złote słońce wędruje… 

Na Wołyniu 

Miodny ul, złoty łan… 

Nad Wołyniem 

Sokół w chmurach szybuje, 

Kwitną sady 

Kwitną sady lecz nie ma mnie tam… 

 

Tarnów 2007