13 lat temu – teatralne wspomnienie o Janie Kudelskim

– Naprawdę mam czytać? – pan Jan był wyraźnie zdziwiony moja propozycją. – Ale czy ja dam radę? Pytał, ale ja już wiedziałem, że propozycja, aby wystąpił w kolejnym „Czytaniu nocą”, bardzo mu, się spodobała. – A co mam przeczytać? – Panie Janie, fragment z książki Józefa Mackiewicza, przecież lubi pan tego pisarza.

Zanim „Czytania nocą” zagościły na dobre trzy lata w najsłynniejszej tarnowskiej Kawiarni „Tatrzańska”, to swą comiesięczną ekspozycję miały w księgarni „Oświatowa” począwszy od stycznia 2007 roku. Pani Maria Kanior, właścicielka księgarni, zgodziła się na to, aby właśnie u niej, późnymi wieczorami, w anturażu księgarskich pólek i stoisk, gromadziła się publiczność gotowa późnym wieczorem spotykać się ze sobą i z tym, co oferował jej Teatr Nie Teraz. To był wyjątkowy w Tarnowie program artystyczny – taki pomysł na połączenie naturalnej u ludzi myślących miłości do mniejszej Ojczyzny ze sztuką rozpisaną na słowo, pieśń i plastykę. Jednym ze stałych gości był Jan Kudelski, właściciel „Tatrzańskiej”, można rzec, że bezpośredni sąsiad księgarni.

W „Tatrzańskiej”, naprzeciw kawiarnianej lady był mały stolik z małą lampką, taki na dwie osoby. To tutaj pan Jan przy kawie czy herbacie często robił sobie tzw. prasówkę. Zdarzyło się parę razy, że miałem okazję mu w tym towarzyszyć. Przewracał strony gazet denerwując się na polityków i rządzących – i tych w Warszawie i tych w Tarnowie. Zastanawialiśmy się, dlaczego tak jest, że tyle wokoło głupoty i w tych rozmowach nawiązywaliśmy do polskiej historii, do Kresów. Bardzo bliskie mu były wszelkie wileńskie klimaty. I właśnie dlatego zaprosiłem go do naszych „czytań” i zaproponowałem książkę autorstwa wilniuka, Józefa Mackiewicza, pt. „Prawda w oczy kole”. A tam wybrałem fragment niezwykłej, do bólu prawdziwej opowieści o jesieni roku 1939 i rozbrajaniu polskich żołnierzy na granicy z Litwą. Pamiętam dobrze, że dominującym w klimacie tego opowiadania był deszcz. I jak to u Mackiewicza, ta październikowa plucha była genialnie skojarzona z atmosferą przegrywanej wojny i rozpaczą żołnierza, który musiał oddać broń. I tam, przy tym stoliku, pan Jan czytał te fragmenty z przyniesionej mu książki i co chwilę przerywał, podnosił głowę i pytał, czy dobrze czyta.

To czytanie odbyło się 30 października 2007 roku i nadaliśmy mu tytuł „Deszcz”, bo właśnie wokół deszczu, nadchodzących chłodów, zapachu gnijących liści i tych wszystkich temu podobne skojarzeń, były osnute wówczas prezentowana przez naszych gości proza i wiersze oraz występy aktorów Teatry Nie Teraz. Pan Jan czekał na swoje wejście, a obok, na półeczce stał nietknięta filiżanka herbaty. Pamiętam, siedział pomiędzy Grażyną Nowak i mecenasem Bogusławem Filarem i mocno ściskał w ręku książkę Mackiewicza. A potem zrobił co trzeba naprawdę wspaniale. Był wyraźnie wzruszony. Po wszystkim popijał zimną już herbatę i jakże się rozgadał…

A ja jeszcze jedno pamiętam z tego wieczoru. Po występie pana Jana zaśpiewał nasz bard, Tomek Lewandowski. Zaśpiewał klasyczny, przepiękny wiersz Leopolda Staffa, ten o jesiennym deszczu…

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno…
Jęk szklany… płacz szklany… a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny…
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny…

Jakże to pasuje do świata, w którym nie ma już wśród nas pana Jana Kudelskiego. Dobrze było go znać. Nie można go zapomnieć.

Tomasz A. Żak